Aktualnie w nazewnictwie wyróżnia się trzy rodzaje depresji: lekką, umiarkowaną i ciężką. Stany te niewiele się od siebie różnią poza ilością objawów, aczkolwiek w depresji ciężkiej vel. głębokiej/endogennej występują nierzadko objawy psychotyczne, tj. urojenia i omamy. Mają one odmienną naturę od przejawianych w schizofrenii i zazwyczaj przyjmują obraz nihilistyczny. W świadomości wielu psychiatrów i większości psychologów jedynie depresja psychotyczna jest chorobą psychiczną. Wyklucza to w logiczny sposób antydepresanty z procesu leczenia pozostałych stanów obniżenia nastroju.
Co rzekomo świadczy o chorobie zwanej depresją
Najważniejsze informacje o depresji:
- Zygmunt Freud jako pierwszy zróżnicował depresję reaktywną od endogennej; w tej pierwszej, którą obecnie w nazewnictwie przemianowano na „zaburzenia adaptacyjne” upatrywał przyczyn zewnętrznych, krótko mówiąc wynikających z trudnej sytuacji życiowej; depresji endogennej nie potrafił wyjaśnić, uznał ją więc za pochodzenia biologicznego;
- nieco później wyróżniono tak zwane objawy osiowe depresji, do których należą: obniżenie nastroju, spowolnienie ruchowe oraz spowolnienie toku myślenia (obowiązują do dziś);
- początkowo w leczeniu dominowała psychoanaliza, czyli terapia miała psychologiczny charakter; z czasem zaczęto stosować antydepresanty;
- w pierwszych klasyfikacjach zaburzeń i chorób psychicznych wyróżniano jedynie depresję ciężką, dopiero niedawno znalazła się w niej również postać lekka i umiarkowana.
Na wymienionych na końcu postaciach, lekkiej i umiarkowanej, skupię się poniżej, gdyż jest to najważniejszy element medykalizacji społeczeństwa przez psychiatrię.
Depresja lekka i umiarkowana
Objawy obu jednostek są uznawane w psychiatrii za chorobę psychiczną – gdyż z założenia tylko choroby leczy się w medycynie. Najistotniejszą kwestią jest tutaj dawne, freudowskie rozróżnienie depresji na endogenną i reaktywną. Ta pierwsza zazwyczaj ma charakter biologiczny (to jedynie założenie, do czego wrócę), ostatnia zwykle skojarzona jest z trudnościami życiowymi (niekoniecznie aktualnymi, co jeszcze wyjaśnię). Innymi słowy, jako że jest reaktywna, jest reakcją na trudności życiowe.
W opozycji do takowego myślenia, choć powszechnie przyjmowanego i zrozumiałego dla każdego, rozwijała się psychologia, którą nieco bardziej niż psychiatrię interesowało funkcjonowanie emocjonalne człowieka. Setki tysięcy badań poświęcono m.in. na rozpoznanie: jak człowiek funkcjonuje w stresie, czym są kryzysy, jakie wówczas przeżywa emocje, jak długo trwa taki stan, czy cechuje wszystkich ludzi itd. Zdobyliśmy dzięki temu ogromną wiedzę, w której również była obecna „depresja”, lecz już w cudzysłowie. Wiemy bowiem, że trudne wydarzenia życiowe zawsze niosą ze sobą reakcje cierpienia psychicznego, które – niczym nie różnią się od depresji lekkiej i umiarkowanej. W mojej książce pt. „Toksyczna psychologia i psychiatria: depresja a samobójstwo” (w darmowej wersji jest w zakładce „zespół i kontakt”), rozwijałem konsekwencje tego stanu rzeczy, która objęła również psychologię, gdyż ta nie forsuje tej ważnej wiedzy, a przez to umierają tysiące ludzi na całym świecie popełniając samobójstwa. W nauce, którą sam reprezentuję, panuje zbyt duży liberalizm z czołową ideą, iż każda teza jest ważna, bo choć obecnie nie możemy w pełni znać jej znaczenia, to w przyszłości może się okazać przełomowa lub znaleźć niezwykłą użyteczność. Ta utopia pozwala zajmować się psychologii akademickiej nawet najbardziej absurdalnymi zagadnieniami i trwonić pieniądze z grantów.
Istotna jest jednak również edukacja. Psychiatrzy nie posiadają wiedzy o funkcjonowaniu psychicznym człowieku, a formuła ich pracy nie zakłada, by było to konieczne. Diagnoza niemal zawsze jest objawowa (poza szpitalami, lecz nie dotyczy to depresji lekkiej i umiarkowanej), zatem rozpoznaje się objawy nie wnikając w ich przyczyny. W tym więc momencie można zrozumieć czemu setki tysięcy ludzi w kryzysach, na całym świecie, każdego dnia otrzymują diagnozę depresji, podczas gdy na nią nie cierpią – a aktualnie nawet gdy psychiatra, poza nielicznymi wyjątkami, stwierdzi, iż ze stanem psychicznym pacjenta skojarzona jest trudna sytuacja życiowa, przepisze leki przeciwdepresyjne, bo innej interwencji nie potrafi podjąć (to łatwiejsze niż przyznanie się przed Pacjentem, w tym samym sobą, do bezsilności). W konsekwencji Pacjenci otrzymują antydepresanty, które część z nich uzależniają na całe życie, a dodatkowo utrudniają wyjście z kryzysu – problematykę uzależnienia od antydepresantów opisywałem w innym artykule
Nie tylko aktualne wydarzenia
Innym czynnikiem związanym z powyższym jest uznawanie, iż depresja jest endogenna, gdy trudno znaleźć jej przyczynę. Często bagatelizowanym faktem jest tutaj w praktyce (co dotyczy nie tylko psychiatrów, lecz niestety również psychologów) pomijanie dzieciństwa badanego. Niejednokrotnie jednak jest tak, iż to nie aktualne wydarzenia, czy to jednostkowe czy chroniczne, jak np. przemoc domowa, prowadzą do „depresji” czyli cierpienia psychicznego. Statystyki w zupełności nie oddają skali przemocy domowej, gdyż uwzględniają jedynie jej najprostsze formy, dodatkowo nietrudne do stwierdzenia. Jednak istnieje jeszcze konstelacja zachowań wpisujących się w przemoc emocjonalną (obwinianie, dyskredytowanie, zaniedbywanie, wiązanie emocjonalne i wiele więcej), która nierzadko niesie za sobą ciężki i utrwalony stan umysłu, a dodatkowo moim zdaniem jest ona w historii Pacjentów główną przyczyną samobójstw w populacji – niejako przyczyną pierwotną (gdy nie występuje w wywiadzie, zazwyczaj zagrożenie suicydalne jest mniejsze). Przez wydarzenia w dzieciństwie, ich chroniczny charakter, tysiące ludzi posiada specyficzny obraz świata, który jest krzywdzący, podobny obraz własnej osoby nacechowany lekowo czy z dominującym niskim poczuciem własnej wartości. Nazywamy obecnie ten stan jednym słowem – trauma. Ostatnio dodajemy do niego „złożona”, by wyjaśnić, że wydarzenie nie miało jednostkowego charakteru i było rozciągnięte w czasie.
Zatem wobec powyższego nawet nie odnalezienie przyczyny cierpienia w życiu pacjenta nie uprawnia do stwierdzenia depresji endogennej, jeśli diagnoza miała charakter wyłącznie objawowy, jeśli trwała za krótko, miała rutynowy charakter wynikający z przekonania, że objawy wystarczą. Za nimi niemal zawsze czai się owa trauma, którą obecnie w psychologii leczymy skutecznie niefarmakologicznie. Leki w niczym tu nie pomagają jednak należy zaznaczyć, że na traumę złożoną nie działają destrukcyjnie. Mogą jedynie komplikować wychodzenie z aktualnie trwających kryzysów.
Czym właściwie jest depresja
Przez powyższe należy stwierdzić, że depresja – to nic innego jak opis funkcjonowania człowieka na najniższym z możliwych poziomach jego poznania. Każdy szanujący się człowiek powinien wymagać dla siebie czegoś więcej udając się do specjalisty, bo to właśnie powód jego wizyty i o tym już wie. Powinien też wiedzieć, że leki mu nie pomogą wyjść ze stanu w jakim się znajduje, a jedynie lekko go „zamrozić”, czasem poprawią nastrój (losowo, bo antydepresanty nierzadko wzbudzają negatywne objawy, a na dużą grupę Pacjentów nie działają). Innymi słowy antydepresanty nie leczą. Mogą przynieść chwilową ulgę, ale mogą również wzbudzić wiele objawów, które nie miną nawet w ciągu kilku lat, łącznie z myślami samobójczymi (szczególnie dotyczy nastolatków).
Podsumowując, depresja to nie stan kliniczny. To opis objawów cierpienia zgodny z jakimś stworzonym modelem, w którego konstrukcji całkowicie pominięto stan naturalnego cierpienia człowieka, jego przebieg, zależności, czas trwania, wiedzę o tym, że nie należy wypaczać lekami czy innymi substancjami psychoaktywnymi jego naturalnego przebiegu.
Wydaje się, że zrobił to jedynie Freud opisując depresję reaktywną, ale dawno już o tym zapomniano. Obecną spuścizną są zaburzenia adaptacyjne z depresją w przebiegu – zatem również i w nich przepisuje się antydepresanty (dla przypomnienia, zaburzenia adaptacyjne to kryzysy wyzwolone bezpośrednio wydarzeniami życiowymi). Komplikuje to naturalne przeżywanie emocji Pacjenta, nierzadko go uzależnia, a na przykładzie żałoby jest główną przyczyną jej transformacji w stan powikłany, gdyż przez leki emocje ulegają „zamrożeniu”. Czasem trwają przez to zbyt długo, często ulegają inkubacji, by ujawnić się w późniejszym czasie nierzadko w nowej formie. Choroba zostaje stworzona, podczas gdy na pierwszej wizycie u psychiatry była nieobecna.
Cierpienie, łzy, ból psychiczny, to część życia. Od pierwszego klapsa, odcięcia od bezpiecznego brzucha mamy, towarzyszy każdemu człowiekowi. Później świat nie zaspokaja naszych wszystkich potrzeb. Spotykamy na swoje drodze innych, doznajemy zawodów, kolejnych utrat, zmagamy się z przeciwnościami losu i wiele więcej. Tak jesteśmy stworzeni i taki jest nasz świat. Można wówczas pomagać: udzielając wsparcia emocjonalnego, ucząc, wyjaśniając, ściągając ładunek emocjonalny z czyichś barków, ukazując perspektywy na przyszłość i wiele więcej. Jednak chemiczne modyfikowanie własnych uczuć stanowi najzwyczajniej poddawanie się dysocjacji z własnej woli. Wypacza to człowieczeństwo, niszczy tożsamość, oddala samopoznanie i dojrzewanie emocjonalne. Przyzwyczajenie się do stosowania takich skrótów przez życie to droga do zatracenia.